Oni w środy jedzą...

Dziwne prawda? Nie w soboty, nie w piątki i nie w czwartki. Dziś niedużo. Sami stali klienci. Jakieś montaditos, crepes. I rodacy. Dzisiaj znowu nas odwiedzili. Tym razem para z Bydgoszczy, kolejni ludzie, których wizyta dowiodła, że nasze wysiłki w prowadzeniu intensywnej internetowej promocji mają sens. Dlaczego wciąż jednak tak rzadko zbłądzają na Playa San Juan? Interneta nie mają czy co? Albo pytają Wujka Gugla nie o to co trzeba.

Angielki wczorajsze co miały już definitywnie wylecieć wróciły, ba w większym gronie. 6 tlenionych babeczek, wesolutkich pijących 1szą, kolejkę i drugą i trzecią... Lot im odwołali. Taki marny dzień, ale jaki piękny rachunek. Wiwat brytyjskie związki zawodowe! Strajk komunikacyjny tam na Wyspach niesie dla nas zupełnie wymierne korzyści.

Są też już któryś dzień z rzędu inni stali klienci, o których narodowść wiedziemy wciąż spory. Ich koszmarny akcent każe mi sądzić, że to jacyś skandynawowie, może Holendrzy, Radek upiera się, że to Brytole ino z regionu, w którym mowa nie ewoluowała od czasów Robin Hooda.  I po co me wieloletnie wysiłki w nauce szekspirszczyzny? Trafią się jacyś tacy i na nic oglądanie "Star Wars" w oryginale, na nic "Mała Brytania" i "Benny Hill". Wracając do owych osobników - na mój gust to za ładnie się opalili jak na klasycznych Brytoli.

W sumie mogę ich zapytać jak nie da mi ta zagadka spać.

I jeszcze słów kilka o naszych sąsiadach z restauracji "La Lorea". Dobre ludzie. Mamy od czasu do czasu kłopoty z zaopatrzeniem. Mała  ta nasza knajpka i jak czasem klienci życzą sobie czegoś ponadnormatywnego (w świetle naszego planu zaopatrzenia) to mamy kłopot. Czasem już głupio gadać: "No tenemos". Tedy biegnę ja do "La Lorei" prosić a to o sałatę, a bagietkę, jajka... Oni mają WSZYSTKO. Kasy nie chcą - ot mam jutro czy pojutrze oddać im to samo. Staram się nie nadużywać tego cudengo układu. Dziś poratowali nas butelką cavy czyli hiszpańskiego szampana. Panie Angielki wydoiły cały nasz zapas białego wina i szampana. Nie schodziło to to przez całe wakacje a tu masz...

Tymczasem nadciąga mrok. Jak w "Włądcy Pierścieni". Plaża nieubłąganie będzie pustoszeć. Siła jednak nie w ilości a w jakości. Duża grupa obcokrajowców + trochę rodaków + jacyś zabłąkani Hiszpanie dają to niezbędne do przeżycia minimum. A czynsz płacić trzeba cały boży rok...

Komentarze

  1. Myślałem, że konkurencja sobie nie pomaga nigdy, a tu proszę jaka niespodzianka. Brytyjki piją więcej niż Brytyjczycy :P Przynajmniej tak zaobserwowałem u mnie, we Wrocławiu. Widzę, że nie idzie Wam tak źle, jak zapowiadali na niektórych złośliwych forach internetowych. To dobrze :) W przyszłym roku z chęcią bym wpadł, bo w Alicante jeszcze nie byłem, a na ten rok już Madryt i Barcelona zarezerwowane... Gdybym to ja wiedział o Was wcześniej, zamiast do Barcelony ruszyłbym na Alicante. Ale cóż, trudno się mówi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj wcięły się Panie Angielki. Pionu to po tych naszych cavach nie trzymały. A dziś znowu trochę cudzoziemców. Na pasażu puchy, ale klient głodny naleśnika czy innej kawy (bo cava zeszła wczoraj :D) to się zawsze znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Macie jakies plany zapasowe na martwy sezon bo wyglada na to ze interes na siebie nie zarobi?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.