Bar w Hiszpanii - formalności

To dopiero temat rzeka. Mimo całego swego uroku Hiszpania to kraj socjalistyczny, a juz my Polacy wiemy najlepiej co za hasłem "socjalizm" się kryje. Biurokracja ma tutaj się dobrze, jest rozrośnięta, ale mimo to z korupcją nie ma tu wielkich problemów. Żeby założyć knajpkę w Hiszpanii trzeba zacząć od samego siebie.

Etap nr I po przyjeździe to wycieczka do najbliższej placówki POLICIA NACIONAL i wyrobienie sobie numeru ubezpieczeniowego N.I.E. (
Número de Identificación de Extranjeros). Mimo swej nazwy to zdecydowanie dokument na "Tak" - otwiera możliwości do wykonywania najróżniejszych czynności prawnych w Hiszpanii.Polecam wycieczkę do komisariatu wczesnym rankiem - najlepiej być tam już przed 8ą. Po otrzymaniu numerka i odstaniu swojego w kolejce otrzyma się mały plik dokumentów do wypełnienia + kwit na przelew do banku na kwotę 19 EUR. Po opłaceniu kwitka, dodaniu do wypełnionych papierów 2 zdjęć legitymacyjnych i kserokopii paszportu, możemy wrócić do urzędu i złożyć owe dokumenty. Jak Pan policjant ma dobry humor, ludzi za wielu nie ma, to nawet da radę złożyć te papiery tego samego dnia.

Odbiór jest na ogół dnia kolejnego co Polaków wychowanych na nadiwślańskiej biurokracji i wielotygodniowych "terminach" nielicho może zaskoczyć. Do tego miłego skądinnad obrazka trzeba dodać łyżkę dziegciu. Obsługujący mnie policjant przy stanowisku dla obcokrajowców nie zna nawet jednego słowa po angielsku ani w zadnym innym języku niż hiszpański. Być może wychodzą Hiszpanie z założenia, że procedura jest na tyle prosta, ze nie ma co tutaj poliglotów zatrudniać, a może wynika to z typowej hiszpańskiej dumy: "Sam się pakujesz do nas bratku - to się hiszpańskiego naucz!"

Po numerze N.I.E. pozostaje jeszcze wyrobić "Certificado de Ciudadano de la Union" czyli tzw. Carte Verde. Trochę mnie to wkurzyło bo w zasadzie procedura jest identyczna jak przy N.I.E. i zachodziłem w głowę dlaczego nie można tego załatwić za jednym zamachem. Za dużo bym chciał. No więc po otrzymaniu owego N.I.E. trzeba dokonać analogicznych formalności z Cartą Verde ino bez zdjęć i z opłatą 10 EUR. Papierek, który potwierdza, że jesteśmy obywatelami Unii sprawia, że niemal stajemy się obywatelami Hiszpanii. Już N.I.E. wystarczy do podjęcia pracy, ale jak chcemy założyc firmę przyda się i Carte Verde.

Dzierżąc w dłoniach wesoło oba te kwity, które firmuje sam "Jefe de La Brigada" możemy ruszać na łowy. Złowić po pierwsze Gestora czy Asesora - firmę, osobę, która poprowadzi naszą księgowość, zarejstruje nas w urzędzie podatkowym, dopnie formalności związane z ubezpieczeniem społecznym. Po drugie (jeśli marzy nam się bar czy insza restauracja) trzeba ruszyć na poszukiwania adekwatnego do naszych aspiracji i zasobności kiesy lokalu.To dopiero ciężka praca. Jak się nie zna języka można spróbować zdać się na Inmobilaria - biuro nieruchomości. Zaleta tego jest taka, że ma się większą szansę na lokal w dobrej lokalizacji, wady to oczywiście koszty (standardowa równowartość jednomiesięcznego czynszu), a ponadto wcale nie jest powiedziane czy angielszczyzna pośrednika da nam wystarczająco duży komfort porozumiewania się (o ile mową Tony'ego Blaira i Margaret Tatcher władamy).

My szukaliśmy z żoną lokalu i w centrum i na Playa San Juan ponad 3 mce. Dwa razy podchodziliśmy już niemal do umowy, ale coś nie grało i trzeba było się wycofać. Ostatecznie wybraliśmy lokal na Playa San Juan nad samym morzem. Wynajęliśmy bezpośrednio (ogłoszenie z numerem telefonu na persianie (stalowej rolecie chroniącej witryny) lokalu). Z trudem, bo z trudem, przy pomocy zaprzyjaźnionej tłumaczki, ale udało się wynegocjować wystarczająco korzystne warunki i podpisać kontrakt. Umowy są tu zawierane minimum na 1 rok. Właściciele lokalu życzą sobie fianzy (kaucji) zazwyczaj 2mce. Czasem udaje siewynegocjować 1miesiąc, ale można też trafić na takiego ancymona co sobie zaśpiewa rocznego "aval bancario" czyli poręczenia bankowego z konta na wypadek gdybyśmy byli niewypłacalni.

W dobie kryzysu ten wymóg brzmiał absurdalnie i w zasadzie mogli sobie na takie fanaberie pozwolić tylko właściciele naprawdę perfekcyjnych lokalizacji, np. na Maissonnave w Alicante (główna ulica handlowa). Trudno mi spbie wyobrazić, że ktoś nawet dysponujac nieco większym kilkudziesięciotysięcznym budżetem na inwestycję zgodzi się zamrozić na koncie 15 czy 20 tyś, zeby właściciel lokalu miał dobre samopoczucie. Z mojego punktu widzenia to szalona nierówność bo to wynajmujący od kogoś lokal i inwestujący grubą kasę w nie swoje ryzykuje najwięcej. Jeśli są Hiszpanie, którzy skłonni są godzić się na takie warunki ich sprawa, ja musiałem się sporo natrudzić, żeby złowić coś atrakcyjnego nie dość, że bez agencji to i bez tego nieszczęsnego "bancario".

Mamy lokal. Co dalej? Ano właściciel dał nam 2 mce bez płacenia czynszu. Styczeń i luty. To czas kiedy musieliśmy lokal wyremontować i dostosować do wymogów biurokratycznych. Te niestety jak to w UE bywają absurdalne. Knajpka ma raptem 40 m2 + drugie tyle piwnica, a musi mieć dwa kible w tym jeden dla niepełnosprawnych. Drzwi szerokie na 90 cm, odpowiednia ilość iejsca wokół samego ustępu do manewrowania wózkiem, etc. Miejsce udało się wygospodarować, ale kosztem możliwości rozbudowy i tak malutkiej kuchni. Kolejna paierkowa historia to przystosowanie instalacji elektrycznej. Ogromne koszta w stosunku do powierzchni. Bezpieczniki, trzy niezależne obwody tylko w sali głównej, oświetlenie awaryjne, wszystkie przewody ze starej instalacji dobre czy niedobre won! Won bo nie są "libre alojeno" czy też RZ1, takie co mają odpowiednie dla obiektów użyteczności publicznej parametry przeciwpożarowe.

Nowa szafka z bezpiecznikami, nowe uziemienie. Teraz mamy wypas, ale czy to naprawdę było konieczne? Trzeba pewnie zapytać urzędników, albo polityków co wiedzą najlepiej co knajpiarz powinien u siebie zainstalowac a czego nie. No więc z projektem architektonicznym i instalację elektryczną to dopiero początek. Najpierw złożyłem w Ayuntamientyo (Urzędzie Miasta) a knokretnie w Wydziale Urbanistyki papier ze wstępnym planem i założeniami naszego knajpianego biznesu. Odpowiedź miała przyjść w ciągu miesiąca i faktycznie przyszła. Małe pisemko stwierdzało, że mogę sobie na Playa San Juan zrobić mały bar APTO.

Ale to dopiero wstęp. Właściwa dokumentacja na otrzymanie Licencia Apertura (licencja na otwarcie) winna zawierać pełny projekt architektoniczny, rozmieszczenie urządzeń w lokalu, a nawet cennik oferowanych produktów. Na to nakłada się obowiązek właścicieli, którzy chcą pracować w swoim barze by otrzymali papierek - zezwolenie (manipuladores de alimentacion), czyli potwierdzenie, że umiemy manipulować przy żarciu. Do tego dochodzi badanie lekarskie.

Uff. Na dziś koniec. Jak poprzypominam sobie dokładnie wszystko co robiłem w zakresie formalności to nie omieszkam się tym podzielić w najbliższym czasie.

Komentarze

  1. Ciekawy tekst :)
    Mógłbyś go spokojnie opublikować na jakimś portaliku jako poradnik młodego restauratora Espana 2010 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj. Na Twojego bloga wpadłem zupełnie przypadkiem i zainteresowało mnie to, co piszesz, bo w pewnym sensie jest mi to bliskie. Ja również prowadzę bloga, również o Hiszpanii, tylko trochę z innej perspektywy - z perspektywy "już nie ucznia, jeszcze nie studenta". Hiszpanię poznałem ponad 10 lat temu, kiedy z rodzicami pojechaliśmy w odwiedziny do znajomych. Kraj corridy odwiedzaliśmy dosyć często. I za każdym pobytem tam byłem coraz bardziej w tym kraju zakochany. Niestety moi rodzice nigdy nie znaleźli w sobie tyle odwagi i samozaparcia, i mimo iż planowali życie tam, nie udało nam się tam osiedlić. Teraz skończyłem szkołę i w ciągu najbliższych 12 miesięcy mam w planach wyjazd na stałe do Madrytu (lub innego miasta, ale nastawiony jestem na stolicę właśnie). W Madrycie pracowałem w tamtym roku dwa miesiące na budowie i muszę przyznać - spodobało mi się. Dlatego swoją przyszłość ściśle wiążę z Hiszpanią i już w październiku wyjeżdżam w poszukiwaniu czegoś na miejscu. Wątpię, żeby mi się udało tak od razu coś załapać, ale spróbować warto. Pozdrawiam i zachęcam do poczytania mojego bloga (i proszę wybaczyć moje antypolskie nastawienie i zbyt duży entuzjazm, jeśli chodzi o wyjazd, ale tak już mam): http://house-of-the-rising-sun.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny artykuł! Co prawda nie mam zamiaru otwierać lokalu w Hiszpanii, a tekst przeczytałem z ciekawości, ale myślę, że wiele osób mogłoby z niego wyciągnąć wiele przydatnych informacji :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.