Nieproszeni goście czyli słów kilka o stworzeniach, którym życzymy śmierci.

Hiszpania to ciepły kraj. Skoro tak trzeba zaakceptowac oprócz permanentnie spoconej skóry, towarzystwo różnego rodzaju robactwa. I tak jestem mile zaskoczony, że intruzów z rodziny  insektów jest tak niewiele. Są jednak chwile gdy przystępują do inwwazji i wtedy szlag mnie trafia. Najgorsze chwile przeżyłem podczas remontu. Podczas rozbierania ścianki działowej w łazience wysypało się na mnie sporej wielkości mrówcze miasto i kilka tysięcy małych stworzonek przebierających swoimi jeszcze liczniejszymi odnóżami. Zrobiłem draniom prawdziwą Hiroszimę, ale to nie był koniec.

Mrówczy problem powrócił w czerwcu. Znowu linią frontu w tej bezwzględnej, bezpardonowej wojnie była łazienka. Mrówki - robotnice i skrzydlaci wojownicy zaczęły wyłazić ze szczelin między kafelkami setkami. W czerwcowe wieczory kiedy śledziłem zmagania tuzów piłki kopanej w RPA w telewizorze musiałem wykorzystywwać całe przerwy (a czasem i dłużej) by spacyfikować mrówcze dążenia do przejęcia kontroli nad sporą częścią naszego lokalu. Inwazje zaczynały się punktualnie - zawsze kilka minut po 20tej. Kampania była trudna, ale konsekwentnie odbierałem najeźdźcom pole manewru i osłabiałem ducha walki. W ruch poszedł silikon, wielka butla jakoś amoniakowego płynu czyszczącego, a kiedy się skończył nawet ogień. Ze szczególnym okrucieństwem zwalczałem skrzydlate mrówki. To obrzydlistwo obsiadające chmarami ściany wypalałem ogniem, topiłem w chemi, zalewałem klejem, miażdżyłem i rozrywałem. Z każdym dniem kurczyły się drogi, którymi mogły wleźć do mojego lokalu.

Kiedy na przełomie lipca i sierpnia zdawało się, że wojna została ostatecznie wygrana, przyleźli elektrycy, którzy wymieniali kable i montowali oświetlenie awaryjne. Poprzez jedną z dziur pod lampą pewnego wieczora dosłownie wysypało się (może w przeciągu tylko godziny czy dwóch) kilka tysięcy mrówek. Ściana zrobiła się czarna, poruszała się. Nawet ja weteran tej wojny spąsowiałem ze zgrozy. Stłumienie tego istnego powstania mrówek i wymordowanie co do sztuki jego uczestników zajęło mi bite 3 godziny.

Dziś u schyłku wakacji wypady mrówek zdarzają się, ale to są tylko zwiadowcy. Rzadko kiedy wracają do bazy. Namierzam też otwory, z których wyłażą i plask, plask - Droga Zamknięta. Podobno bestie żrą silikon, ale prędzej pękną niż się przegryzą z powrotem.

Drugim gatunkiem zwierzątek, nieporównywalnie mniej licznym, ale równie niemile widzianym są karaluchy. Te na szczęście żyją tylko w fundamentach budynku i do naszego lokalu nie mają się jak dostać przez szczeliny - bo te są bardzo dokładnie zaklejone. Pojedyncze sztuki wbiegają na wariata co pewien czas przez otwarte drzwi. O ile ich ktoś jeszcze na tarasie nie rozdepcze są z zabójczą skutecznościę eliminowane gdy tylko pojawią się w środku lokalu. Nie mają w nim szans na przeżycie bo wszystko trzymamy w przewiewnych, transparentych półkach. Są dni kiedy po tarasie i parkingu biega bydlaków trochę, ale te zawody są szybko kończone przez znudzonych kelnerów i gości. Rozdeptanie takiej gadziny wcale nie jest łatwe. O ile przydybiesz taką na otwartej przestrzeni to nie ma szans na przeżycie, kiedy jednak zaczyna meandrować pomiędzy krzesełkami i nogami stołów sprawa się komplikuje.

I to w zasadzie wszystkie gatunki, które czasem dają nam we znaki. Nie widziałem tu żadnego szczura (chyba dla nich za mało tu słodkiej wody i za gorąco, a poza tym w całym Alicante roi się od bezpańskich kotów, które jak to zwykle bywa dokarmiają ofiarnie babcie, babinki i babuleńki). Nie ma tu komarów prawie. Pojedyncze sztuki wlatują nam do mieszkania czasem i kąsają okrutnie,, ale dość łatwo je namierzyć i rozgnieść na małe, czarne placki. Uaktywniły się też cykady, które tym są  głośniejsze im jest goręcej. Zdarzają się jaszczurki, aż dziw, że je tak rzadko spotykam w takim gorącu, w tak skalistej krainie.

O zwierzątkach to tyle na razie.

Komentarze

  1. świetny wpis, szczególnie militarystyczny opis zmagań z mrówkami :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blogas i ciekawe informacje. Napisz ile kasy trzeba miec na poczatek zeby rozkrecic taki interes. No i skad wziac kase, Hiszpanie sie nie dziwia ze biedni Polacy maja na to? Czy sprzedales majatek w Polsce albo wziales kredyty?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hola, que tal!
    Bardzo ciekawe opowieści! Sam od dłuższego czasu myślę o przenosinach do Hiszpanii i bardzo jestem ciekaw danych o tym, jak można się urządzić, zwłaszcza na początku. Co można wynająć do mieszkania i za ile, gdzie w sieci opłaca się poświęcać czas na sprawdzanie ogłoszeń (jest tego tak wiele). Ciekawe też są wszelkie wiadomości o cenach (choćby usług wspomnianych "znawców prądów", którzy wypuścili mrówki), bo to rzutuje na sposób życia.
    Jestem też ciekaw, jak bardzo spółka "Medusa" była przygotowana do przygotowania posiłków przed wyjazdem do Hiszpanii. Czy były pomysły innego rodzaju zajęć?
    Serdecznie pozdrawiam i życzę dużego a szybkiego powodzenia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.