Słowniczek pojęć gastronomicznych na hiszpańskiej plaży - cz. I


Zaciągnęło chmurami, nad odległym morskim horyzontem zaczęło grzmieć a na nasze drewniane krzesełka i metlowe stoliki ciec z nieba woda. Ludek spacerowy momentalnie zmył się i z deptaka i z plaży. Jakieś niedobitki wpadły na kawę. Oczywiście musiał się trafić na tym bezklienciu człek, dla którego zwykła kawa bezkofeinowa to za mało, a już w ogóle nie wyobraża sobie, że z kafetery. Zaparzyłem mu torebkę niczym herbatę, ale wyszła paskudna lura. Okazało się (sam o tym nie wiedziałem), że mam w swoich zapasach owe ustrojstwo, którego klient ów tak się energicznie domagał - rozpuszczalna kawa bezkofeinowa. Leży takie coś sobie u mnie od 5 mcy smutno i zupełnie nie miałem świadomości po co to komu i na co - ot kolejna rzecz wcisnięta przez dostawcę nowicjuszowi z branży.

Każda potwora znajdzie swego amatora i tako było z ową "Cafe soluble" i to jeszcze w wersji light. Kawa bezkofeinowa, możliwe, że i bezkawowa, ale co ja się będę kłócił z klientami. Każdy ma swoje małe mniej lub bardziej szalone upodobanie. Co rusz, mimo już pewnego obycia i ,w zakresie słownika ze swojej barowo - gastronomicznej branży, łatwości w nawiązywaniu kontaktów z klientem trafia się kwiatek w postaci wiązanki życzeń, których nijak pojąć mi nie idzie. Z czasem jednak wdrukowują mi się w głowę owe jakże potrzebne w pracy kelnera słówka i jakoś raźniej podchodzić do stolika.

Sukcesywnie będę uzupełniał ów słownik o nowe pojęcia, zwłaszcza te regionalne. Zatem zaczynamy.

Caña - piwo z nalewaka. Może być Grande (od 0,33 do 0,4) pojemności, może być i Pequeno czyli taki łyczek na 0,25 czy nawet 0,2 l. Zarówno Hiszpanie jak i Hiszpanki lubią sobie pozdrabniać i zażyczyć sobie "Canita" czyli piwka.

Tercio - browar 0,33 - zawsze w butelce

Quinto - browar 0,25 - butelkowy

Pinta - rzadki wybór u Hiszpańskiego piwosza. Butelkowe piwo 0,5, które w Polsce są standardem standardów tutaj to raczej fanaberia, domena cudzoziemców z krajów o tak niezaspokojonym apetycie na jęczmienne złoto jak Niemcy, Czechy, Holandia czy Irlandia.

Jarra - kufel piwa (0,4 - 0,5 l), ale termin ten również może oznaczać cały litrowy dzban bursztynowego napoju, który biesiadnicy polewają sobie solidarnie do szaklaneczek.

Una cerveza - słysząc ten tekst zawsze muszę dopytywać co konkretnie gość miał na myśli. Teoretycznie klientowi powinno chodzić o zwyczajne, banalne butelkowe tertio, ale nauczyłem się już, że lepiej nie robić sobie żadnych założeń coby nie ganiać później i wymieniać zamówienia. Gwoli sprawiedliwości Hiszpanie wykazują w zakresie browarnictwa dużą dozę wyrozumiałości. Jak im "Mahou" nie przyniosę bez mrugnięcia okiem zadowolą się "San Miguel", jak quinto wyszło to i a te dodatkoe 0,07 l z tercio gotowi są dopłacić. Co najwyżej nie dopiją piwa co tutaj jest zwyczajem nagminnym.

 
Mnie Polakowi nie mieści się w głowie jak można nie dopić pysznego piwa ze szklaneczki? Ano można. I to nie chodzi mi o centymetr czy dwa piwa na dnie, to bardzo często pół szklanki i więcej. Najprawdopodobniej decyduje tutaj pewne bardzo powszechne upodobanie. Hiszpanie mają tęgiego pierdolca na pukcie temperatury tego napoju. Podawane piwo winno być absolutnie LODOWATE nie zimne, nie schłodzone - najlepiej na granicy zamarzania niemalże. Mało tego. Klienci domagają się, żeby szkło, do którego nalewa się piwo było także oszronione i zimne jak Królowa Śniegu czy Biała Czarownica z Narni. By sprostać tym gustom, które może i nie powinny zbytnio dziwić na spalonej słońcem hiszpańskiej plaży trzeba non stop trzymać rękę na pulsie i sukcesywnie dopłeniać lodówki nie tylko piwem, ale i pustymi szklankami. Nie ma w nich zbyt wiele miejsca, a jak się tłum zbiegnie spragniony żółtej spienionej cieczy w temperaturze ni mniej ni więcej tylko 0 stopni to może się zrobić mały stres.

Żeby piwo schłodziło ssię do temperatury akceptowalnej przez przeciętnego hiszpańskiego konsumenta muszę je trzymać w najwydajniejszej mojej chłodziarce minimum 5-6 godzin.

Kontynuując naszą wycieczkę po świecie piwa:

Sin alocohol - piwo bezalkoholowe. Co ciekawe statystycznie nieco częściej zdarza się, gdy przychodzi do nas para i jedno życzy sobie  piwo z, a drugie bez, to kobieta jest tą, która sączy tę prawdziwie męską wersję z voltarzem minimum 4,5%, a facet zwilża gardło jakąś atrapą. Kierowcy? Sam nie wiem. Hiszpanie prowwadzą po kieliszku czy dwóch wina i nikt się tym za bardzo nie przejmuje to skąd niby mieliby się przejmować małym niewinnym piwkiem?

Clara
- ostatnio pojawiła się i inna nazwa dla tego rodzaju napoju, ale na dziś nie pamiętam (obiecuję uzupełnię). To z polskiego punktu widzenia dość dziwaczna mieszanka (1:1) piwa z nalewaka i Fanty (najczęściej cytrynowej). Mówią na to jeszcze clara con limon czy cerveza con limon. Kiedy po raz pierwszy otrzymałem od klienta takie zamówienie w jak najlepszej wierze zaniosłem mu pełną szklankę piwa i plasterek cytryny. Facet się zdziwił i na początku nic nie powiedział, dopiero wychodząc oświecił mnie co się naprawdę kryje za tajemniczym słówkiem "clara".

To na razie tyle moich piwnych wynurzeń. Spodziewliście sie, że tylko winko czerwone, tapasy z owoców morza i takie tam? Nic z tego. Tu nikt sobie nie żałuje browara, którego często zakęsza solidnym mięchem, ale o tym innym razem.

Komentarze

  1. Bardzo milo, ze rodacy w Hiszpanii potrafia pokazac na co ich stac. Gratuluje!! Lecz na jedno chce zwrocic uwage, a mianowicie, sa to bledy w pisowni wyrazow: cana poprawnie caña, tertio - tercio. Mnie to absolutnie nie przeszkadza, ale jest mnostwo osob odwiedzajacych wasza strone i byc moze uczacych sie podstawowych slowek przed wyjazdem. No i antyreklama dla Was. Pozdrawiam..

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaraz naprawię błędy. Może być tylko problem z hiszpańskim "ń" bo mój edytor takich znaków nie przewiduje, ale zaraz coś na to poradzę :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehe, ja kiedys przynioslam klientowi kieliszek czerwonego wina i szklanke fanty pomaranczowej jak poprosil o tinto con fanta naranja:)
    W Polsce natomiast jak poprosilam o piwo z fanta, to skasowali mnie jak za dwa napoje :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.