Corrida - czyli o tym jak zamęczenie zwierzaka na śmierć nazwać sztuką.

Nigdy nie spodziewałem się, że corrida wyzwoli we mnie tak ogromne emocje. Te negatywne. Nie nie byłem na corridzie. Był na niej mój aparat fotograficzny, który pożyczyłem Ani - au pair moich dzieci, który udokumentował i w formie zdjęć i filmu to czego w telewizyjnych migawkach się nie wychwyci.
Ania jest zafascynowana kulturą hiszpańską, uczy się pilnie języka, chce napisać o korridzie pracę magisterską, a jej wczorajsza wyprawa na amfitetatr przy Plaza de Toros nie była pierwsza. Po raz pierwszy jednak poszła na corridę, tzw. "sin picar" czyli bez pikadorów. W roli głównej młode, jednoroczne byki i młodzi adepci szkół dla torreadorów. Cała ta oprawa może być uznana za fascynującą. Przepyszne kostiumy, kolory, choreografia, no i stojąca za tym kilkusetletnia tradycja.

Ania przyniosła ze sobą bogaty materiał: kilkunastominutowy filmik i kilkaset zdjęć. To zapis okrutnej zabawy z młodym byczkiem, który został zakłuty i zamęczony na śmierć. (Tego wieczoru podobnie bestialsko wykończono  jeszcze 5 innych rogaczy). "Widowisko", w którym, mimo, że nigdy nie byłem uprzedzony, ani "zielony", ani nastolatką angażującą się w zbiókę kasy na lasy deszczowe i schroniska dla zwierząt, widziałem tylko czysty, prymitywny sadyzm. Sadyzm pozbawiony jakiejkolwiek pozytywnej emocji. W pewnym momencie widziałem tylko uganiających się po arenie oprawców odzianych chyba dla odwrócenia uwagi od istoty tego co robią w obcisłe, nabijane setkami świecidełek kombinezony.

Faceci napadający gromadnie jedno, wycieńczone, ciężko ranne stworzenie. Drażniący je kolorowymi płachtami, kaleczący ciało szpadą, sztyletem czy haczykowatymi baderillas. To co widziałem było porażające podwójnie, bo dysproporcja sił wyglądała gorzej niż w "dorosłej" corridzie. Młodzi torreadorzy owszem bardzo niedoświadczeni i robiący ogromnie dużo błędów, ale i po drugie stronie młodziutkie byki, które nie mają w sobie nawet 5 części mocy swoich w pełni dorosłych odpowiedników.

To była potworna rzeźnia. Młody matador dźgał byczka wielokrotnie, za każdym razem niecelnie, kalecząc zwierzę straszliwie, zadając mu bez wątpienia potworny ból. Gdzie ta adrenalina? Gdzie ten szał walki? Było widać tylko krwawiące obficie ciało, zamgolne oczy czującej istoty, z której z każdą sekundą uchodzi życie. Nawet gdy byk leżał już na kolanach a zadaniem tego młokosa było raz a celnie dźgnąć go w rdzeń kręgowy, dopiero za trzecim razem udało się mu młodego byka zabić.



Zła wola obserwatora spoza hiszpańskiego kęgu kulturowego, a może samo sedno corridy? Toczące krwawą pianę z pyska, śmiertelnie ranne zwierzę dźgnięte szpadą po samą rękojeść. Dla miłośników tej "sztuki" proste pytanie: "Ciekawe czy to boli?"


Dyskusja na temat korridy toczyła się i toczyć się będzie jeszcze długie lata. Tradycjonalizm Hiszpanów jest obłędny, ale i oni, jestem przekonany, w końcu ustąpią. Wolałbym by ta nieludzka tradycja niedługo wygasła sama bo jestem przeciwnikiem ustawowego zabraniania, jak to ostatnio się stało w Katalonii. Być może korridę mogłąby uratować jakaś poważna reforma. Trudno tu coś podpowiadać. We mnie głęboki sprzeciw budzi nie tyle sama walka co tak okrutne kaleczenie zwierzęcia, silnego i wspaniałego, z którym człowiek w otwartym starciu nie miałby najmniejszych szans.

Gdyby wywalić z korridy tych okrutników z banderillas i pikami miałbym dla corridy znacznie więcej wyrozumiałości. Walka. OK. Na śmierć i życie, ale bez tego zdradzieckiego dźgania niczym z filmu "Gladiator" gdy Kommodus śmiertelnie zranił Maximusa przed walką.

Myślę, że corrida jeszcze się broni dzięki tym wypadkom, które nagłaśniają media, które ludziom niewtajemniczonym dają wrażenie, że to jednak równa walka, a ryzyko cięzkich ran a nawet śmierci u ludzi jest znacznie większe niż w rzeczywistości. Po prawdzie poturbowania matadorów zdarzają się dość często, poważniejsze obrażenia znacznie rzadziej, bo i nawet najsprytniejszy i najsilniejszy byk jakie ma szanse wobec całej tej bandy, która osacza go ze wszystkich stron?

Cieszę sie, że mój aparat w dłoniach nieustraszonej Anny poszedł na corridę, dzięki temu oszczędzę sobie tego niegodnego cywilizowanego człowieka spektaklu. Ania ma czysto naukowe zamiłowanie do tematu i szczęściem nie wygląda na to by kiedykowiek korridę polubiła, tak jak ją lubią Hiszpanie. Sam w sobie temat bez wątpienia jest jednak fascynujący, znakomity nie tylko na pracę magisterską ale i szerokie opracowanie. Bo co ludzie poza Hiszpanią o tym wiedzą? Same klisze. Gdybym tylko lepiej znał hiszpański, chętnie bym o tym gorąco podyskutował z tubylcami. Może jest w tym coś czego nie potrafię zrozumieć i reaguję  zbyt emocjonalnie?


Apropo knajpki. Dzionek pechowy. Wino białe pomylone z czerwonym (akcent tych rozrywkowych 45 letnich Angielek odwiedzających nas 3ci dzień z rzędu to naprawdę wyższa szkoła jazdy), montaditos podane zamiast bocadillos, porcja nelśników rozpieprzona w drobny mak w drzwiach kuchni, klient, który wylał na siebie piwo i rachunek, który wypisałem nie tym gościom co chcieli. I to wszystko przy obłożeniu mniejszym niż 10 klientów tego wieczoru. Nie dałem wymaganej porcji strawy knajpianym gnomom, czy jak??

Komentarze

  1. Chcialem napisac ze moze warto gdzies te foty pokazac - ale sie zreflektowalem.. Bo po co..?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko zdecydowałem się dodać zdjęcie, które w moim odczuciu najlepiej oddaje to co za tym wszystkim się kryje. Problem polega na tym, że byk nie ma twarzy, trudniej dostrzec na jego pysku ból, cierpienie. Byk to nie milusi kotek, czy inny szczeniaczek. To wielkie silne bydlę, trudniej wyrobić wobec niego odruch współczucia. Dla mnie wystarczy wiedzieć, że to ssak z silnie rozwiniętym ośrodkowym układem nerwowym. Czuje ból i strach. Tak samo jak nasi domowi pupile.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie, zostawiliscie na siebie namiar na moim blogu... zatem wiedziona ciekawoscia... JESTEM. Podoba mi sie ten WASZ klimat i zaciecie w prowadzeniu knajpy. Bede do was zagladac, a przy okazji bytnosci w Alicante zajrze osobiscie :-)
    Pozdrawiam serdecznie

    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Podzielam w pełni pogląd na corridę. To już lepsze są biegi w Pampelunie, choć to też głupota. Ludzie tak rzadko zastanawiają się nad bólem zwierząt. Sądzę, że nawet "prosta" ośmiornica odczuwa ból i boi się (gdy wypuszcza "atrament").
    Współczuję złego dnia. Niektórych spraw nie przeskoczy się, ale czasami trzeba unikać pośpiechu...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście zapraszam gorąco, postaram się pisać regularnie. Co do corridy to wolę na razie o tym nie myśleć bo szlag mnie trafia. A przecież jeszcze kilka dni temu gotów byłem stawać po stronie Hiszpanów i ich sztandarowej tradycji. Nie wszystkie tradycje warte są kultywowania jak widać...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.