Żadnych postanowień noworocznych. Żadnych nowych nadziei i złudzeń.

Czyż ten tytuł nie zabrzmiał pesymistycznie? To już niejako tradycja. Przełom roków to dla mnie okres wzmożonego doła. W podstawówce i liceum najgorsze dla mnie było zawsze popołudnie 1 stycznia. Definitywny koniec piękna i magii świąt. Wraca wstawanie na ósmą i szkolna szara rzeczywistość. Teraz niby nie ma żadnego z tych czynników (pierwszy raz w życiu nawet nie wstawiłem do domu choinki) do szkoły nie chodzę, rano to nie wstaję a chodzę spać... a jednak dołek jakiś siedzi.

Ludzie sobie robią podsumowania na koniec roku zazwyczaj. Czasem wolę o tym wszystkim nie myśleć. To mój pierwszy pełny rok za granicą. Biznes, który chuj strzelił no i niemało przy tym grosza powędrowało w pizdu, że pozwolę sobie w tym krótkim emocjonalnym fragmencie na nieco więcej dosadności.

Od dwóch miesięcy już nas w Alicante z rodzinką nie ma. Dosyć skutecznie wyrzuciliśmy z pamięci obrazki "Medusy", nieudanego biznesu, spółki, inwestycji, próby stworzenia sobie w miarę trwałego miejsca pracy. Dziś oboje pracujemy na etatach i pewnie powinniśmy się cieszyć, że wogóle mamy pracę. Jakoś na razie nie mam chęci zdradzać gdzie nas tym razem wywiało, na wszystko przyjdzie czas.  Na razie mamy same problemy ze zorganizowaniem życia rodzinnego i doczekaniem pierwszej wypłaty żony, która może na początku nawet nie pokrywać kosztów niani.

Przede mną długa sylwestrowa noc w tłumie rozbawionych ludzi. Będę im serwował hektolitry alkoholu, sam pozostając o suchym pysku... Taki los barmana (pewnie nie każdego, ale mnie jakoś nie ciągnie do pijaństwa w godzinach pracy).

Jak na wstępie napisałem, żadnych postanowień noworocznych. Że niby co? Przytyję? Schudnę? Zarobię więcej? Pieprzenie w bambus. Będzie co ma byc i żadne chciejstwo niczego tu nie zmieni. Choćby człowiek nie wiem jak się starał i tak ma gdzieś tam zapisane czy będzie mu wesoło czy raczej przesrane. Bajki o kowalstwie swojego losu można sobie schować. Oczywiście trzeba się starać, pracować, być aktywnym, ale po prawdzie niewiele to zmieni.

Mnie moje doświadczenie tak podpowiada. Ludzie wierzą w swoje szczęście dlatego chleją na umór w sylwestra i składają sobie masę pustych życzeń. Będzie lepiej! Lepiej już było moi mili, ale dlaczegóż nie poczuć sie lepiej choć przez krótką chwilę? A kac? Kto by się tam dzisiaj martwił jutrzejszym kacem?
To Do Siego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.