Po dłuższej przerwie.

Byłem bez neta miesiąc, a później jakoś wypadłem z rytmu pisania bloga. Czy wpadnę w niego znowu czas pokaże. Knajpiane życie płynie sobie bez większych zakłóceń. Ot co dzień przekonuję się, że świat jest pełen czubków, dziwaków, samotników, palaczy, alkoholików... Wrócił do nas po dłuższym czasie kolega Bart - miłośnik białego wina. Lubię gościa bo ma specyficzne, bliskie mojemu poczucie humoru, tyle, że to wariat, no wariat normalnie. Uodporniłem się juz na jego podpuchy, próby nabrania mnie na "postawienie drinka". Obraża się taki z byle powodu, ale gdybym się przejmował tym czy innymi fochami barowych bywalców szybko by mi odbiło.

Jak już pisałem czasem dochodzi do scysji. Ostatnią mini-rozróbę (zdławioną w zarodku) zafundowało stukilowe dziewuszysko. Nie dość, że głupie i koszmarnie brzydkie to agresywne. Ni z tego ni owego jęła tłuc puszką z Red Bullem o blat baru czyniąc przy tym niejaki rozgardiasz. Zainterweniował ochroniarz. My wcielamy w życie zasady a'la Rudolf Giuliani z Nowego Jorku - zero tolerancji. Zatem Pani ta została poporszona o opuszczenie sali. Gdy John przelał jej drinka ze szklanki do plastikowego kubka na wynos - dziewoja doznała gwałtownych pofałdowań na swojej zwyczajnie gładkiej jak czoło Tomasza Lisa korze mózgowej. Wierzgnęło to to, chlusnęło drinkiem w Johna i poczęła stawiać czynny opór.

Trzeba było to zwaliste, otumanione alkoholem cielsko ciągnąć po ziemii. Zawsze sądziłem, ze tego typu sceny będą mnie bawić, ale tym razem odczuwałem tylko niesmak. Z tego wszystkiego dobre, że owa potworna przedstawicielka części rodzaju ludzkiego nazywanej "płeć piękna" otrzymała długoterminowego bana na wizyty w naszym pubie.

Poza tym niewiele się zmienia. Ludzie wchodzą i wychodzą. Zaglądają marynarze z różnych stron świata - Filipińczycy, Turcy, a nawet Kanadyjczycy się trafili. Jak mam szczęście to trafia się ktoś interesujący w momencie kiedy mam czas sobie z nim pogadać. Jak sobie przypomnę to napiszę. Na razie kończę, ale wrócę niebawem.

Komentarze

  1. Cieszę się, że nic szczególnie złego nie stało się. Czy to ciężko w nowym miejscu/mieście ułożyć sobie sprawy nie tyle może w pracy, co w życiu z sąsiadami, miejscowymi? Właściwie to przenosiny były na południe czy na północ względem poprzedniej ostoi?
    Pozdrawiam..
    PS. Drobna sprawa, ale jeśli ma się pojawić wydanie książkowe tych zapisków, to lepiej pisać "rozróba". Może i tutaj da się to poprawić?

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne obserwacje ale na dluzsza mete to moze byc nudne. Grunt ze robota jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam. Nazywam się Kinga Kaspruk-Jankowska. Pisuję do polskich gazet i portali, najczęściej o tematyce polonijnej. Przygotowuję artykuł o wpływie ( wypływie oraz odpływie)hiszpańskiego kryzysu na miejscową Polonię. Chciałabym skontaktować się z Tobą i pogadać trochę, absolutnie Cię przy tym nie zamęczając, a tym bardziej nie nudząc. Podaje mojego maila i czekam na kontakt. daconte2408@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tam sie dzieje bo donosza tak:
    Rząd Hiszpanii poinformował w piątek, że stopa bezrobocia w kraju wzrosła w pierwszym kwartale bieżącego roku do 21,3 proc. Bez pracy w 47-milionowej Hiszpanii jest prawie 5 milionów ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tam u ciebie w Hiszpanii? Leci w porzo czy jakies problemy bo blog nie ruszony od wiosny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niektórzy nie mogą spożywać alkoholu w połączeniu z późną porą nocną.. hehe

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.