Czas płynie, dni przemijają. Ech...

Ale słonko świeci! Mimo stycznia. Znaczy się zimno. Te cholerne kamieniste podłogi w hiszpańskich mieszkaniach. Latem i fajno, ale zimą? Tu też kurde zima się zdarza. Nie tam jakaś lodowata, śnieżna, zaszroniona ale te 12-13 stopni nocą też przenikają do mieszkań, których jedyną ochronę termiczną stanowią cienkie ściany, okna i gazy z Twojego tyłka. Na próżna szukać pod parapetami ożywczych objęć żeberek grzejnikowych. Po pierwsze wewnątrz parapetów tu nie instalują, po drugie współczesne grzejniki nie mają już w większości "żeberek", a po trzecie nie ma tu żadnych grzejników, chyba, że sam takiego przytargasz i podłączysz do gniazdka.




A ja? No cóż staram się funkcjonować w 18 stopnich Celsjusza. Da się przeżyć. Za to jak dzień nadchodzi to słonko świeci prosto w twarz, plecy, dupsko... co tam tylko chcesz. To wystarczająca rekompensata. Jak sobie przypomnę tę polską pochmurność...





Co dalej? No nie wiem. Biegam z cefałkami. Gdzie, jak, to zdradzić za bardzo nie mogę bo skarbówka polska wciąz ma wobec mnie jakieś paranoje. Wiem też, że monitorują sieć w poszukiwaniu śladów mojej działalności. No cóż trzeba się pilnować wobec instytucji, która gotowa opodatkować każde Twoje pierdnięcie. Wciąż coś tam się dzieje administracyjnego względem mojej osoby wedle mojej wiedzy. Biorokraciki zmarźnięte też chcą zasłużyć na pensję to dłubią. Niech im tam. 





Ja się w każdym razie z ES nie ruszam. Dobrze mi tu. Ciepło, słonecznie i drogi dwupsamowe bez kolein. I już jakość życia o 10 susów kangurzych wyprzedza to co pamiętam z PL. Z hiszpańskim też coraz lepiej, a i nad angielskim się pracuje z wolna bo anglojęzycznych to tu nie brak. Jeśli się za jakiś biznes wezmę to związany z nieruchomościami. Kapitałochłonne toto, ale i spodziewna zyskowność większa niż satysfakcjonująca. Trzeba mi nad tym pomyśleć, wszak czas wielkiego kryzysu i krachu na rynku to czas szans dla spryciarzy. O ile się do nich zaliczam to przede mną świetlana przyszłość


.


Dzięki za śledzenie mojego bloga i komentarze. Na razie nie mogę sypać tu konkretami bo i moja sytuacja wygląda póki co na wielce niekonkretną. W każdym razie jeszcze żyję.





Me gusta Espana y quiero quedar aqui tan largo que es possible!!





Ostatnimi czasy, mimo styczniowej pory widzę zwiększony ruch aut z polskimi blachami. Nie turyści to bynajmniej. Czyżby tuskowy raj wyganiał kolejną grupę rodaków fuera?! Jakże to może być? Migracja z "zielonej wyspy" do pogrążonej w głębokim kryzysie Hiszpanii??





Szok i niedowierzanie.






Komentarze

  1. Szok i niedowierzanie? Panie, wszędzie lepiej niż w Polsce! A mieszkam w Madrycie 10 miesięcy i fakt faktem, że jest gorzej niż było w czasach kiedy jeździłem tu na wakacje. Ale to wciąż lepiej niż w Polsce. Poza tym, jak już kiedyś pisałem u mnie na blogu, siła nabywcza w Hiszpanii jest o wiele wyższa - ja za 900 euro jestem w stanie tutaj spokojnie żyć na dobrym poziomie, z opłatą rachunków, rozrywkami, paliwem i jeszcze odłożyć mam z czego. Za to moi znajomi mieszkający w Polsce i zarabiający 1000 złotych i czasem więcej już w połowie miesiąca padają na pysk i zapożyczają się z każdej strony. Ot, taka nasza rzeczywistość. Trzymaj się tam, powodzenia!

    P.S. W Madrycie trochę zimniej niż w Andaluzji, ale słoneczko też ładnie świeci, ogrzewania włączać nie trzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło słyszeć, że nie pękasz (tzn. razem z familią nie pękacie). Coś w tym jest - i w tej pogodzie (cały weekend siąpi woda ze śniegiem) i w tych drogach z koleinami i może z ludźmi. Ale na chłodno rzecz biorąc, to przy tej ilości pracy, którą włożyliście w ES, to w Polsce byście do czegoś doszli. A tam jesteście na starcie. Taki wniosek wyciągam po przeczytaniu bloga (jednego z niewielu w całości prawdziwych jakie czasami czytuję w necie). A przeczytałem przez przypadek, bo szukałem info o wakacjach. Za m-c jadę do BCN i na jeden dzień do BIO połazić i pozwiedzać. W BCN będę już drugi raz, Gaudi mnie urzekł. Twoja historia też mnie urzekła, ale inaczej ;) Jeśli chodzi o skarbówkę i neta, to sorki, ale jednym rzutem oka mogę powiedzieć, z dużym prawdopodobieństwem, gdzie jesteś (JDLF). W necie nikt dziś nie jest anonimowy. Życzę powodzenia - odbij w końcu do przodu, bo to przykre, że młodym ludziom, którzy umieją szarpać, ciągle wiatr w oczy. Kiedyś tu wrócę poczytać, czy się w końcu udało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jerez De La Frontera :)? Casi. Żyjemy sobie ciesząc się słonkiem i ogólnie milszymi okolicznościami bytowymi. Szkoda Polski, ale jeszcze bardziej szkoda swojego życia. Więc czerpiemy z niego ile się da. Kto wie kiedy się skończy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Tomek, z cala rodzinka trzymamy kciuki, za Meduse tez trzymalismy......moze za slabo.........kochani macie jakis namiar na dobre real estate-chce wynajac mieszkanie/dom na pol roku w ok. Alicante?

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam
    Tu pracownik MSZ RP.
    Z uwagi na rosnacy kryzys chcielibysmy pomoc naszym Rodakom za granicami Ojczyzny.
    Zwrocilismy uwage na Panski blog, lecz niestety zdarzaja sie w nim duze bledy gramatyczne i jezykowe, zarowno w jezyku polskim, jak i hiszpanskim.
    Jezeli ma Pan ochotę pozostać w Hiszpanii tak dlugo jak to jest możliwe, to zalecamy w miejsce:
    " Me gusta España y quiero quedar aquí tan largo que es possible!!"

    użyć np. konstrukcji z subjuntivo, czyli:
    " Me gusta España y quiero quedarme aquí tanto tiempo como sea posible "

    Serdecznie pozdrawiamy
    i do szybkiego zobaczenia w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Drogi MSZecie. Dziękuję za troskę o stan mej hiszpańszczyzny. Na swe usprawiedliwienie dodam, że nie jest to mój rodzimy język. Co do niedociągnięć w polszczyźnie, tu jestem zdeterminowany twardo się bronić. Gdzieżże one są? Błędy owe? Powrócić? Niewykluczone. Gdy Rząd D. Tuska upadnie wtedy i może jaskółka nadziei dla emigrantów zaświta. Póki co czekam. P.S. Pozdrowienia dla Radzia S. Jakże się chłopina sprawuje w Waszym resorcie? Daje luzu trochę czy za pyski trzyma bezlitośnie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj ! Bardzo podoba mi sie Twoj blog. Taki normalny, bez zbednych wyolbrzymien itp. Nie chce sie tu wymadrzac ale chce sie podzielic swoimi przemysleniami:) Tydzien temu wrocilam z okolic Malagi, oczywscie odpoczynek. Wiem, ze inaczej patrzy sie z punktu turysty a inaczej mieszkanca placacego rachunki i podatki. Ale jak juz ktos wczesniej napisal - zawsze lepiej jak w Polsce. Mieszkam obecnie juz na drugim , "obcym" kontynencie , nie liczac Polski, ale w Hiszpanii sie zakochalam. Dlaczego ? A chociazby dla slonca , swiezych pomaranczy , pomidorow i siesty:) zadzwiaja mnie ludzie, ktorzy tak cenia sobie tradycje w swoim kraju. Niewielka liczba Hiszpanow mowi po angielsku, nawet co mnie bardzo zdziwilo, w hotelu :) swoje sklepiki otwieraja o 10, powoli nie spieszac sie, zamykaja o 2 na sieste, maja na to czas, czas dla tradycji , a nie ciaglej gonitwy za pieniadzem, jak to doswiadczylam w USA i doswiadczam teraz w Anglii... I to mi sie w nich bardzo podoba...ta dbalosc o tradycje do obyczajow i jezyka, podczas , gdy my - Polacy - na sile staramy sie upodbnic do Stanow... Chociazby miedzy innymi wprowadzajac amerykanskie , spolszczone slowka typu "hejterzy" , glowa boli i zal patrzec na ta Polske... a to czy jedenemu jest dobrze w Hiszpanii, a drugi bedzie negowal to kazdego indywidualna sprawa, jeden zadowoli sie cieplym sloncem i bulka z maslem i pomidorem a drugiemu willa z basenem bedzie malo. Kazdy ma inny wymiar swojego szczescia . Jak ja to mowie, jedni lubia jak im cyganie graja , drudzy jak im nogi smierdza ;) pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.