Po jeszcze dłuższym czasie.

I już mnie tam nie ma. Znaczy się już czas jakiś. Nie wytrzymałem. Organizm wysiadł. Za głośno, zbyt późne godziny. To rzeczywiście robota góra na rok, potem skumulowane przemęczenie zaczyna sukcesywnie wysysać z Ciebie chęć życia. Zaczynasz nienawidzić klientów i wszystkiego co Ci się napatoczy. Miło mi teraz zaglądać do knajpy jako konsument.




Za nową pracą się rozglądam, ale to już zupełnie inna historia.

Komentarze

  1. No nareszcie jakieś wieści! Długo tu zaglądałem, w końcu coś. Jestem ciekaw Twojej historii, bo ja też staram sobie ułożyć jakoś życie w Hiszpanii. Nadal tu jesteś, nie? Ile czasu już szukasz pracy? Jak Ci idzie? W Madrycie nie ma większych problemów z pracą... jeśli zgodzisz się na wszytsko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tia. W mordę jeża... Przeczytałem z zapartym tchem. No i? Gdzie żona, dzieci, świat w tej opowieści? Bo jakby było ich coraz mniej. Podczas czytania była we mnie nadzieja, że w końcu odskoczysz do przodu. Masz ją jeszcze, czy dalej tylko szarość?

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodzina wciąż razem! Zona pracuje w gastronomii, ja też łapię się tu i tam. Jakoś sobie radzimy. Chciałbym pisać, więcej, ale fiskalne hieny wciąż wiszą mi nad głową. Jeszcze czas jakiś moje wpisy muszą być do pewnego stopnia niekonkretne, ale w końcu zdradzę gdzie dokładnie jestem :). Na dziś musi Wam wystarczyć, że w Andaluzji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.