Bo tu jest fajnie i tak.

Z każdym upływającym tygodniem coraz bardziej się cieszę, że tu jestem. Nie sposób się frustrować, martwić gdy słoneczko na przełomie lutego i marca tak ostro świeci. Wciąż jestem blisko polskich spraw i śledzę wszystko. Widok kaprawych buziek rzezimieszków z Rządu III RP wprawia w niejaką konsternację za każdym razem gdy "paczę" w ekran TV, z czasem jednak poczucie,  że jest się od tego wszystkiego na bezpieczny dystans pozwala się uspokoić niczym po wypiciu dzbana świeżo zaparzonej melissy.




Udało mi się złapać tymczasową robótkę. Szczegółów zdradzać nie chcę bo i cholera wie jak dalece skuteczne są organa III RP w tropieniu zbiegłych niewolników (o pardon chciałem napisać "podatników"). W każdym razie coś tam zarabiam i jestem zadowolony, choć wciąż to nie wygląda tak jak to sobie wymarzyłem. Życie płynie Tu bez większych problemów, ot słyszy się o takich czy innych protestach, a to Urząd Miasta zalega z wypłatami dla pracowników i Ci wychodzą na ulice palić materace i je blokować (ulice nie materace ;), a potem zakładają miasteczko namiotowe i okupują okoliczny skwer.





Brzmi znajomo? Wszędzie jest tak samo. Rząd kradnie, kapitaliści wyzyskują, a związkowcy się awanturują. Pozostaje wzruszyć ramionami i iść do przodu. Ja wciąż, niezmiennie podziwiam gładkość i rozmach hiszpańskich dróg. Jak oni to zrobili? Wszak jeszcze 3 dekady temy kozy się pasły na ulicach, a osły i konie biegały luzem po miastach. No i co? Nadal tak jest :), tyle, że są jeszcze te drogi dwupasmowe, z których kopytnych intruzów z wielkim zaangażowaniem przegania Guardia Civil.





Przyglądam się sytuacji w budownictwie i widzę pewne, nieznaczne, ale jednak ożywienie. W atrakcyjnych lokalizacjach inwestycje idą pełną parą, gdzie indziej wciąż wszystko stoi, ale nie sądzę by trwało to wiecznie. Gdy ceny spadną poniżej pewnego poziomu, gorączka złota na hiszpańskim rynku nieruchomości rozgorzeje od nowa. Już teraz naprawdę fajne, duże, trzypokojowe mieszkania w centrach atrakcyjnych turystycznie miasteczek można wyhaczyć za 80 tyś. i mniej EUR. To wciąż nie brzmi jakoś mega atrakcyjnie dla polskiego inwestora, ale jak się przyrówna to do cen sprzed 3, 4 lat gdy ceny nie schodziły poniżej 120 tyś EUR, wtedy już robi się ciekawie.





Na razie, jak dla mnie to wciąż abstrakcja, ale może i ja znajdę sposób by się w świecie tych kryzysowych okazji jakoś odnaleźć. Jeszcze trochę więcej języka hiszpańskiego i będzie dobrze!



Komentarze

  1. zaciekawiona8 marca 2012 05:57

    Fajnie coś o Tobie przeczytać. Jako słodko gorzką ciekawostkę napiszę, że na H-OL nadal o Tobie pamiętają i piszą. :)

    A co do rynku nieruchomości to niby fajnie i atrakcyjnie, ale to ciężki kawałek chleba. Jeśli mieszkasz nad morzem to może zacznij od wynajmowania mieszkania turystom?

    OdpowiedzUsuń
  2. O H-OL wolę zapomnieć. Toksyczne miejsce (mam na myśli forum, bo sam portal jest ok) i toksyczni ludzie. Szkoda czasu i nerwów. Co do nieruchomości to po prostu lubię tę branżę i wierzę, że w końcu wymyślę coś, żeby przełamać aktualną niemoc sprawczą w tym zakresie. Bez kredytów będzie naprawdę ciężko, a o kredytach (nawet gdybym mógł je zaciągać) wolę zapomnieć. Nigdy więcej kredytów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.