W kraju reform

Hiszpania reformami stoi. Reforma prawa pracy, prawa podatkowego i inne. Wszystko by pobudzić zatrudnienie. Gdy ekonomiczny nóż na gardle się czuje to i zapomina się łatwiej o socjalistycznych pryncypiach. Uelastycznienie prawa pracy, ulżenie doli drobnych przedsiębiorców to oczywiste rozwiązania. Płaczą tu i ówdzie, że oto sypie się system zasiłków, że hiszpański cudowny sen dobiega końca. No cóż, żeby wypłacać socjalki potrzeba wysokiego poziomu zatrudnienia, a jak 1/4 dorosłych i zdolnych do pracy obywateli Królestwa Hiszpanii pracy obecnie nie ma to zaczynają się schody.




Różnych zasiłków, dopłat, dofinansowań jest sporo. Szczęściem dla Hiszpanii cudzoziemcy, którzy tu przybywają, przybywają tu w celach turystycznych bądź podjęcia konkretnej pracy. Jeśli są ludzie z góry nastawieni na dojenie socjalek to sobie z Hiszpanią dają spokój, bo co prawda można tu cokolwiek wydusić, ale taka Holandia czy Wielka Brytania dalece są hojniejsze.





Ja na przykład mógłbym starać się o dofinansowanie do wynajęcia mieszkania. Nie robię tego choć miałbym podstawy się o to ubiegać. (jakieś 200 EUR miesięcznie). To kwestia mentalności i światopoglądu. Jako zwolennik wolnego rynku i daleko posuniętego liberalizmu gospodarczego brzydziłbym się sięgać po pieniądze podatników. Bo i niby z jakiej racji? Że mam dzieci? To mój zafajdany obowiązek je utrzymać. 





Mimo wszystko Hiszpanie wyglądają na znacznie pragmatyczniejszych południowców niż Grecy. Lokalnych różnych protestów jest tu sporo i czasem mają gwałtowny przebieg (jak w Walencji), ale zasadniczo pesymizm nie jest aż tak wielki. Buduje się wciąż sporo i to w sektorze prywatnym jak i publicznym. Oczywiście nadal straszą szkielety niedokończonych budów tu i ówdzie, ale to tylko w kiepskich lokalizacjach. Koło mojego osiedla od 3 lat stał korpus pawilonu przeznaczonego na usługi. Od 3 tygodni kręcą się wokół niego robotnicy i wygląda na to, że powstanie jakaś sporej wielkości knajpa. Niedawno 2 km dalej powstało lokalne centrum handlowe z supermarketem, sklepem zoologicznym, fryzjerem, piekarnią, a jeszcze dołączą do nich jedzonko na wynos no i obowiązkowo chiński pchli targ z mydłem i powidłem co mnie akurat nie cieszy. Nie mogę wyjść z podziwu jak łatwo Chińczycy opanowują tym swoim badziewiem hiszpański rynek.





Każdego niemal miesiąca widzę jakiś nowy chiński przybytek czy to handlowy czy gastronomiczny. Jednak co za dużo to niezdrowo. Cenię różnorodność i konkurencję więc ostatnimi czasy omijam chińszczyznę w każdej postaci. Może i inni się do tego zniechęcą i tę skośnooką inwazję jakoś się przyhamuje.





Po dłuższej przerwie wracam do hiszpańskich mediów. Kłopoty z odbiorem Polsatu Cyfrowego sprawiły, że się przerzucam coraz mocniej z Tuska na Rajoya. Po 2,5 roku tutaj z językiem jest już coraz lepiej więc mimo ciągłych braków zrozumienie sensu newsów  telewizyjnych nie nastręcza większych trudności. Grunt to słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać. Inaczej nigdy się nie nauczę hiszpańskiego na zadowalającym mnie samego poziomie.

Komentarze

  1. Fajny jest twoj optymizm ale niestety teraz juz widac ze jest mocno na wyrost bo schody w Hiszpanii dopiero sie zaczynaja. Te wszystkie reformy to bedzie wielki bol bo na razie jeszcze idzie na zasilkach ale kasa sie zacznie konczyc. Wszyscy podziwiamy twoj wysilek i zyczymy zeby w koncu wyszlo na jakies rowne drogi. I nie zapominaj o czytelnikach bo dobrze sie czyta twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tam sie dzieje w tej Hiszpanii? Strajk generalny, pokazywali w telewizji jak ludzie walcza na ulicach. Chyba druga Grecja sie szykuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal jestes w Hiszpanii ? Bywam tam kilka razy w roku. Co do Twych zachwytow kulinarnych, to...wole tamtejsza kuchnie wege i weganska, naprzyklad Juicy Jones i Gopal w Barcy. Katalonia sie moze oderwie, tam mieszkasz ? Ekonomia tamtejsza zyje glownie z turystyki, lepsza sytuacja - do czasu - niz np w Andaluzji. Najlepszego z Francji

    OdpowiedzUsuń
  4. tramwajarzolsztynski19 września 2014 08:02

    Ostatnio mieszkałem na samym krańcu Andaluzji tuż pod Gibraltarem, ale od połowy 2012 roku jestem z powrotem w Polsce. W Barcelonie byłem tylko dwa razy w życiu i zawsze powtarzam, że to nie Hiszpania a Katalonia :). Inny kraj, inni ludzie, inny język i kultura choć formalnie w ramach Królestwa Hiszpanii. Mimo to nie popieram ruchów separatystycznych. Cieszę się, że Szkocja wybrała pozostanie w Wielkiej Brytanii i sądzę, że Katalończycy ostatecznie ułożą sobie życie przy Hiszpanii. W dzisiejszych krajach dzielenie się na małe państewka nie ma sensu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ile to wszystko kosztuje czyli kasa, kasa, kasa.

Oni w środy jedzą...

Chłodna enklawa w piekielnym gorącu.